„Ale filozofia zawiodła. Zawsze zawodzi. A to
dlatego, że człowiek nie jest czystym rozumem. Gdybyśmy byli czystym rozumem,
czystym intelektem, przypuszczam, że rozwiązalibyśmy nasze problemy. Ale nie
jesteśmy, wiemy, że nie jesteśmy.
Więc kim jesteśmy? Problem z nami wszystkimi
polega na tym, że w każdym z nas znajduje się pewien irracjonalny element,
silniejszy nawet niż nasz rozum.
Chociaż człowiek wie, co jest dobre, czyni to,
co złe. Jest irracjonalny i pełen sprzeczności. Człowiek czyni coś złego i mówi
sobie: Nigdy już tego nie zrobię. Przepełnia go wstyd i wyrzuty sumienia, czuje
się żałośnie i jest uczcimy. Mówi – Nigdy już tego nie zrobię. Ale znowu robi.
Robi to ciągle. Irracjonalne! Oto istota problemu człowieka: Są w nim siły,
które są mocniejsze niż jego umysł.”
(Martin Lloyd-Jones, "... nie wstydzę się ...")
Słowa te wypowiedział dr Martin Lloyd-Jones w
Londynie podczas jednego z wieczornego kazań kwietniem 1964 roku. Minęło więcej
jak pół wieku, w którym zachodnia cywilizacja wręcz eksplodowała w kontekście odkryć
i rozwoju wszelkich dziedzin naukowych – zwłaszcza zaś nauk społecznych, które mają na celu
tłumaczenie naszej konstrukcji psychicznej. Chcemy wyjaśnić nasze zachowania,
reakcje, emocje. Obserwujemy by rozumieć dlaczego w określonych warunkach robimy
tak albo inaczej. Badamy kultury, subkultury, grupy etniczne oraz jednostki
poddawana działaniu najróżniejszych warunków środowiskowych albo środków
(również psychotropowych). Nie podlega dyskusji, że jako społeczeństwo
rozumiemy więcej i potrafimy przewidzieć więcej, jednak … wciąż coś się wymyka.
Pewien irracjonalny element.
Czytając te słowa wiele lat po tym jak dr
Martina nie ma już wśród nas, nie potrafię uwolnić się od przeświadczenia
(graniczącego z pewnością), że zdefiniowany przez niego problem nie uległ
przedawnieniu. Człowiek nie jest czystym rozumem. Bardzo możliwe, że jest
rozumem znacznie mniej niż był nim niedługo po wojnie. Nie wszystko potrafimy wyjaśnić. Ale gdyby
chodziło tylko o to co nas otacza, nie byłby to problem – nikt nie oczekuje od
nas, i sami nie potrzebujemy rozumieć przecież wszystkiego w jaki sposób
działa. Jestem szczęśliwy, że zamykam w zmywarce naczynia brudne, a za sprawą
magii tabletek 3w1 po około 2 godzinach wszystko lśni. Nie potrzebuję rozumieć
całego procesu. Problem dotyczy tego, że wciąż, po wielu latach rozkmin nie
potrafię zrozumieć do końca tego co się dzieje we mnie. Wiem już sporo o swoim
organizmie. Wiem, że przebiegnięcie 15 km po dwóch latach bez biegania jest
głupie. Wiem jak bardzo nierozważne jest wypicie przeze mnie kawy z mlekiem i
zagryzienie tego ogórkiem ze słoika. Rozumiem nawet pewne procesy psychiczne,
które gdzieś tam w formie impulsów elektronicznych szaleją po moich neuronach
niczym w parku rozrywki. Mimo to, wciąż coś się wymyka … pewien irracjonalny
element.
Największe autorytety tego świata, piękne
mózgi, ludzie przy których nie czuję się godny otworzyć ust – oni także zmagają
się z nienazwanymi siłami, które są
mocniejsze od ich umysłów. Ludziom korzystającym z rozumu w sposób mogący
zawstydzić „zwykłych śmiertelników” wciąż zdarza się ponosić totalną klęskę w
życiu prywatnym. Gdyby nie istniał w nas pewien irracjonalny element, gdybyśmy
byli czystym intelektem – przypuszczam (za M. Lloyd-Jonsem), że rozwiązalibyśmy
nasze problemy. A jednak jest w nas coś nienazwanego, co sprawia, że mały
papieros jest silniejszy od cenionego dyrektora. Coś co pcha nas w toksyczne
związki i coś co pcha nas do niszczenia tego co jest dla nas dobre. Jakaś irracjonalna
siła…
Chociaż tyle się wciąż zmienia to ten
irracjonalny pierwiastek siedzi w człowieku od zawsze. Bo i apostoł Paweł w I w
n.e. pisał do Rzymian:
„Wiem
tedy, że nie mieszka we mnie, to jest w ciele moim, dobro; mam bowiem zawsze
dobrą wolę, ale wykonania tego, co dobre, brak. Bo według człowieka
wewnętrznego mam upodobanie w zakonie Bożym, a w członkach swoich dostrzegam
inny zakon, który walczy przeciwko zakonowi uznanemu przez mój rozum i bierze
mnie w niewolę zakonu grzechu, który jest w członkach moich” (List do Rzymian
7:18,22-23)
Ten fragment Pisma Świętego należy może nie do
moich ulubionych, ale na pewno jest jednym z lepiej przeze mnie znanych. Może
dlatego, że tak boleśnie doświadczam tego irracjonalnego elementu w moim tu i teraz. Ilekroć pojawiają się we
mnie plany ile to dobrych rzeczy bym nie zrobił, to uaktywnia się we mnie też
jakaś pozarozumowa, irracjonalna siła, która chce zmusić mnie do robienia
rzeczy zupełnie odwrotnych. Cieszę się, że apostoł Paweł podzielił się z nami
tą autorefleksją, bo był przecież – biorąc pod uwagę kryterium rozumu –
największym z apostołów. Uczonym, poukładanym, bardzo doświadczonym, gorliwym i
tak dalej. Dla wielu był (a także nadal jest i powinien być) wzorem. Jednak i
on doświadczał walki i niejednej klęski, bo problemem człowieka jest to, że są
w nim siły mocniejsze niż rozum.
Do jakiej refleksji skłania mnie to w początku
Wielkiego Tygodnia ? Do większej pokory. Choć cenię rozum – i uważam, że należy
podjąć walkę o to by pokazać w otoczeniu, że wiara i rozum mogą (powinny) iść w
parze – jednak z pokorą muszę stwierdzić, że są elementy, które rozumowi się
wymykają. Muszę przyznać, że sam rozum zawodzi – a dowody na to są rozsiane
wszędzie wokół nas. A to utwierdza mnie w przekonaniu, że musi być coś więcej.
Coś co nie zawodzi. Coś co wymyka się rozumowi.
Wspomniany Paweł w dalszej części cytowanej
autorefleksji woła:
„Nędzny ja człowiek!
Kto mnie wybawi z tego ciała śmierci? Bogu niech będą dzięki – przez Jezusa
Chrystusa, naszego Pana!” (List do Rzymian 7,24-25)
Sam rozum w pewnym momencie doprowadza nas do
punktu, w którym informuje nas, że nie we wszystkim możemy na nim polegać.
Wtedy na scenę wkracza dane nam Objawienie – spełnione w osobie Jezusa.
Wymykające się rozumowi, ale jednocześnie (co jest niesamowite) wcale z nim nie
sprzeczne…