czwartek, 7 stycznia 2016

Mija prawie wszystko

I nastał wieczór i nastał kolejny poranek – i zakończyłem dzieło skanowania dawnych slajdów rodzinnych. W piecu wesoło trzaska ogień trawiąc fragmenty starej więźby dachowej a mi towarzyszą myśli o przemijaniu.

Mija prawie wszystko. Część bardzo szybko – jak chociażby choinka stojąca w holu, która jeszcze dziś będzie spełniała swoją ostatnią posługę w piecu sprawiając, że zimna noc nie będzie taka zimna. Część trwa już od lat i wydaje się, że nigdy nie minie (póki to co widzimy nazywamy światem ) – jak chociażby polska wiara w mocarstwowość na boiskach piłki nożnej i przekonanie, że sięgniemy po tytuł mistrza świata.
Patrząc w koło siebie widzę, że niewiele tu rzeczy trwałych – wszystko jest podatne na zęby czasu. Sprzątając wyrzuca się jako śmieci rzeczy, które nie tak dawno przecież miały dla nas wielką wartość (pozdro np. dla zbieraczy Pokemon Tazo).
W tej całej nietrwałości człowiek potrzebuje czegoś mocnego i stałego gdzie mógłby się zakotwiczyć. Całkiem możliwe, że ta potrzeba w obecnych czasach jest nawet bardziej paląca niż dotychczas. Cenimy tych, którzy są stali, niepodatni na wiatr czasowej mody niczym chorągiewki. Szczęśliwie od dziecka mam takie wzorce. Tu wkracza sam Bóg: „Wszelki datek dobry i wszelki dar doskonały zstępuje z góry od Ojca światłości; u niego nie ma żadnej odmiany, ani nawet chwilowego zaćmienia“ (List Jakuba 1,17) oraz Pismo, przez Niego natchnione, które czytane od lat wciąż jest do bólu aktualne i nadal ciekawe:  „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą“ (Jezus; Ew. Mateusza 24,35).
Szczęśliwie wzorce stałości i trwałości mam też bliżej siebie. Znajduję to w moich rodzicach, których obserwuję przeszło 28 lat a oni dają świadectwo temu, że są spójni w swoim życiu (choć wiadomo, że tylko w Bogu nie ma nawet chwilowego zaćmienia :) ). W przeciągu ostatnich dni zeskanowałem blisko 1500 slajdów będących dokumentacją moich korzeni. Zdecydowaną większość z nich widziałem pierwszy raz w życiu. Większość jest z okresu gdy nie było mnie jeszcze w planach. A jednak życie moich rodziców w pewnych elementach nie różniło się wiele od tego, co widzę dziś. Mama zawsze dzielnie podejmowała ludzi w naszym domu, po nocach walcząc w kuchni by nikt nie wyszedł od nas głodny. Taty Biblia nigdy nie kurzy się na półce. Zawsze rozmawialiśmy ze sobą (choć nie bez czasowych zaćmień). Nigdy w niedzielę nie spaliśmy do południa. Zawsze byłem też uczony, by żyć nie tylko dla siebie. I nigdy nie mogłem stwierdzić, że rodzice nie stosują się sami do tego czego mnie uczyli.

Prawdopodobnie się starzeję, bo nigdy nie interesowałem się dziejami mojego rodu. Nigdy zresztą nie postrzegałem Biernackich jako ród. Nie mam też zajawki na tworzenie drzew genealogicznych. Ale gdy skanowałem te slajdy sprzed 30 lat dotarło do mnie, że nasze pochodzenie nie jest bez znaczenia. I doświadczenia naszych rodziców i ich rodziców, i rodziców ich rodziców – nie są bez znaczenia. Ba – powinniśmy z tego czerpać. Powinniśmy to znać, by lepiej rozumieć i głębiej szanować. Przemija wszystko. Jeszcze kilka lat (a może dni) i niektórych nie będziemy w stanie już o nic zapytać. Jak to było. A może nawet nie do końca ważne jest jak było, ale jak oni to pamiętają, jak to przeżyli, jak to wpłynęło na ich dalszą drogę (a w ostatecznym rozrachunku i na nas).
Wstyd mi, że nie wiem nic o moich pradziadkach. Niewiele wiem o moich dziadkach, a jak się okazuje – wcale nie tak dużo też o młodości moich rodziców.
I może to właśnie jest oznaka starzenia się, bo pierwszy raz tak naprawdę chcę tego słuchać – z szacunkiem poznać i rozumieć.  
Dociera do mnie, że gdybym nie skanował teraz tych slajdów, prawdopodobnie przepadłyby zupełnie.  Tak samo będzie z historiami, które umrą wraz z bardzo nietrwałym nośnikiem jakim jest ludzki mózg. Wiele z tych historii już umarło, zatarło się, zdefragmentowało lub zupełnie wykrzywiło – nawet jeśli nasze ciała jeszcze funkcjonują. Tak będzie też z moją historią. I być może nie ma to większego znaczenia. Na pewno nie ma z perspektywy wieczności – te kilka lat życia małego człowieczka w niewiele znaczącym państewku. Ale troszkę szkoda by było, mimo wszystko, eh …

Patrzę na mojego Tatę na slajdach. Na niektórych z nich jest młodszy, niż ja aktualnie. Jaki był ? O czym w tamtym momencie myślał ? Czy spodziewał się, że dotrze do miejsca, w którym jest teraz ? Co mówił wtedy do Mamy ? O co modlił się tamtego wieczoru ? Jakie miał problemy ? Jakie troski i jakie radości ? Wielu rzeczy się nie dowiem. Wiem jednak, że i On i Mama żyją razem dobre życie. I gdyby go nie żyli to i ja bym dziś go nie posiadał. Jestem im wdzięczny i z radością (a nawet momentami wzruszeniem) kopię w okrojonej historii rodu Biernackich. Z ostatnich rozmów więcej dowiedziałem się o niełatwych warunkach w dzieciństwie i młodości Taty. A przerzucając przeźrocza widzę, że w każdym miejscu gdzie się pojawiał (Piątków, Krosno, Gorzów, Rzeszów, Gdańsk) ciężko pracował. Co jednak ważniejsze – w każdym z tych miejsc głosi jako pastor tę samą Ewangelię.  
Wdzięczny Bogu za to, że mogę się zakotwiczyć się w mojej rodzinie wrzucam kilka slajdów.