sobota, 20 listopada 2010

#7

wolność. nie jako przeciwieństwo szybkości.
bo szybkość może oznaczać wolność.
mi szybkość (z otwartymi oknami) pachnie właśnie +/- wolnością


wolność. jedno z tych pojęć zamieszkujących w worku abstrakcji.
niektórzy tej wolności nigdy nie posmakowali. zresztą - czy można mówić o smaku wolności.
wierzę, że tak.
czy można mówić o konkretnym smaku wolności ? to już inne pytanie. może są tylko posmaki. a może jest idealny smak, i tylko smaki wolnościopodobne. osobiście takie jest moje zdanie.




myśl o wolności żywi w ostatnim czasie moje zwoje mózgowe. a może i serce.
mój nos wyczulony na jej zapach. moje uszy nastawione na jej dźwięki. moje oczy szukają jej między wierszami i na ludzkich twarzach...
reszta zmysłów skanuje jej głębokość i szczerość.

przyczynki wyłowione z powietrza, z jesiennej atmosfery ciężkości, z braku czasu, z poczucia obowiązku, z chorych płuc, z wersów Pisma Świętego, ze zdań wysłyszanych nocą ze słuchawki, z wyobrażeń 'nowego lepszego świata'





czym wolność jest ?
czy da się odpowiedzieć na to pytanie ?
nawet jeśli odpowiedzi będzie tyle - ile osób przeczyta te strzępki myśli - warto jest pytać.
myślę, że powinniśmy wciąż się pytać. podobnie jak wciąż wyznaczać sobie cele, weryfikować drogę, czynić postanowienia - nawet jeśli nędznie w ich świetle wypadamy. powinniśmy stawiać sobie trudne pytania. bo istnieje niebezpieczeństwo, że w innym wypadku możemy nigdy się z nimi nie spotkać... nasze otoczenie jeśli o coś się pyta, to zazwyczaj są to pytania coraz bardziej z kategorii audiotele - to, że znamy odpowiedzi wcale nie oznacza, że nie robi się z nas idiotów.

pytanie o wolność należy do pytań z kategorii za 100 punktów.
pytanie o wolność musi zadać sobie każdy. sam . . . indywidualnie
ja mogę Ci zadać to pytanie - ale nie oczekuję odpowiedzi. Ty jej oczekujesz. nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy...




wolność. poświęcono jej setki stron. ba, setki bibliotek wręcz. inaczej Ci ją wyjaśni egzystencjalista, inaczej ewangelista. inaczej pobożny Żyd, inaczej niewierzący ksiądz. inaczej babcia, inaczej świeżo upieczona pani magister.

warto słuchać wszystkich. zwłaszcza przy trudnych pytaniach.

na pewno wolność to płaszczyzny. to coś w co można wnikać, rozwijać w sobie, doświadczać pełniej i doskonalej - ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.
to jak lizak chupa chups z gumą w środku, gdzie nie wystarczy liznąć dwa razy by się do niej dostać. czasem należy zwyczajnie ugryźć.
to podobnie jak z drabiną Maslowa, gdzie nie każdy sięga na szczeble wyższego rzędu.

i tak myślę, że można rozpatrywać wolność na kilku szczeblach.

na szczeblu zerowym - wolnością będzie zupełne nie myślenie o wolności. hulaj duszo - pilot w dłoń - ogłupimy się tvn'em - piekła nie ma

na kolejnym pięterku możemy zastanawiać się nad wolnością w sposób typowo fizyczny. czy mogę iść gdzie chcę, czy muszę robić coś czego nie chcę.
dalej rozwijając temat - czy nikt mi nie zabrania mówić co chcę powiedzieć, zachować się tak jak czuję, że pragnę się zachować.

jeszcze dalej - na kolejnych szczeblach będziemy dotykać płaszczyzn bardziej transcendentnych. w końcu mówi się o wolności myśli. wolności sumienia.
ba - są na to ustawy . wolność słowa - to już nie tyle wolność co prawo.
wiemy, że jest - nie wiemy czym jest.
albo przynajmniej coraz częściej nie dostrzegamy potrzeby korzystania z wolności.

kto nas zniewala ?
na mieście krzyczą, że żydokomuna ( kimkolwiek ona jest ?!) i masoni z TVN'u. krzyczą tak bo im kazali. bo to przecież wolność słowa.

a więc kto nas zniewala w naszym wolnym kraju ?
jako niedoszły teolog powiem, że grzech. ale zabrzmieć to może jak bełkot, niedajBoże jak slogan. nie, nie - to nie tak, że wszystko co jest sloganem jest nieprawdą ( kamyczek do wyborów parlamentarnych ) . . .

sami się zniewalamy. często dążąc do czegoś co zostało nam podane nomen omen pod płaszczykiem wolności.
nasi ojcowie, dziadkowie, przodkowie - wszyscy walczyli o to byśmy żyli w wolnym kraju. w kraju gdzie żyjemy w zupie pseudoprawd. walczyli o piloty, które dziś możemy dumnie dzierżyć w dłoniach. walczyli o wolność wyboru. walczyli o pełne półki w sklepach. walczyli o wolny rynek. walczyli o wyzwolenie seksualne. ( ? ) czyżby.
myślę, że gdyby ciała faktycznie przewracałyby się w grobach, to z cmentarzy wydobywał się wciąż dźwięk skrzypiących stawów i trumien.

a może jako gatunek nie dojrzeliśmy jeszcze do wolności. może dlatego wciąż pod pozorem wolności poddajemy się w niewolę (?)
w niewolę pilota, w niewolę facebooka, w niewolę wolnego seksu, w niewolę złych myśli, w niewolę egocentryzmu - bo wszak moja wolność jest najważniejsza, w niewolę stałego rozwoju, w niewolę ciała . . .
są też tacy, którzy boją się wolności - bo ta wiąże się z odpowiedzialnością. kolejne abstrakcyjne słowo - którym się dziś nie będę zajmował. ale to potężne słowo. słowo, które działa jak środek owadobójczy na facetów (gdyby byli owadami rzecz oczywista).
ludzie, którzy boją się odpowiedzialności chowają się pod czyjeś skrzydła, lubią zakazy i nakazy. lubią ograniczenie swojej wolności - ale nie o tym chciałem pisać.

jak się obawiałem - jest to temat rzeka, i mógłbym pisać w nieskończoność, a długość wpisu i tak pewnie już wszystkich odepchnęła.

w skrócie to co chciałem zauważyć dotychczas:
mało myślimy o wolności. o głębszym wymiarze wolności.

fakt - moje pierwsze skojarzenie z wolnością, to to, że nie podlegam niczyjej (nie licząc Pana Boga i sąsiadów) kontroli. Mam troszkę oszczędności na koncie, mam w baku 20 litrów paliwa. Mogę w tym momencie trzasnąć klapą od komputera, spakować butelkę coli i ruszyć na podróż życia do Paryża biorąc po drodze autostopowiczów i dyskutując o życiu i śmierci. Jest to wymiar wolności - coś czego pewnie za kilka lat już nie będę miał, bo będę miał coraz więcej zobowiązań.

Ale czy to znaczy, że osoby posiadające pracę nie są już wolnymi. Patrząc płytko - nie są. Ale jeżeli traktuję poważnie Pismo Święte ( teologia rlz ! ) i czytam, że 'do wolności powołani jesteście' to czy było to słowo do szalonych starożytnych nastolatków, które bez zobowiązań mogły poginać na osłach do Jerozolimy ? raczej nie ...

mogę być wolnym w płytki sposób jednocześnie podlegając milionom nałogów, z którymi nie będę sobie radził, złym myślom, etc.
mogę mieć półtorej etatu, trójkę dzieci, dom na utrzymaniu - i jednocześnie być człowiekiem zupełnie wolnym.

bo jest wolność od ...
od zobowiązań, od odpowiedzialności, od przymusów, od rodziców, od szkoły, od pracy, od amerykańskich misji pokojowych

ale jest też wolność do...
wolność do lepszego życia, wolność do niepopularnych wyborów, wolność do przestrzegania moralnych zasad gdy inni się śmieją, wolność do 'nie dziękuję', wolność do odejścia ... etc.


nie chcę pisać więcej. nie ma potrzeby.
to tylko moje nieuczesane wciąż myśli. wciąż to badam.
aktualnie o tym myślę, gdy już zmierzcha ( od 16 )


gdzie dziś jestem ?
mam sporo wolności. nie chcę jednak by to był rozległe i płytkie bajoro, które zbierając brudy zamieni się w bagno.
lepiej wykopać głęboką studnię sięgającą do źródła, nawet gdy nie będzie wyglądać to tak okazale.

niedziela, 14 listopada 2010

#6

Dobrze jest siedzieć w ciszy gdy wszystko już śpi.
i wtulić się w tą ciszę bez wewnętrznych zgrzytów.

mimo tego, że każdy dzień kieruje się swoimi prawami,
każdy ma nadmiar swoich trosk.
i chociaż znów spotkam się z ludźmi, którzy stroją groźne miny.
mimo, że nie zbawię ludzkości.
pomimo, że sam nie jestem w stanie zbawić siebie samego - a może właśnie dlatego - uśmiecham się . w tej ciszy. w tym mroku . . .

bo nie zgrzyta.

bo wiem do jakiego ideału mam dążyć mimo potknięć.
mimo kilku par nieżyczliwych oczu i pełnych jadu języków.

w tą ciszę się wtulam i mrużę oczy.
pomimo błędów ubiegłego tygodnia. pomimo potknięć.
jestem starszy o ten tydzień, i o parę centymetrów do przodu w biegu życia.



___

backstage z piątku - Karolina:



czwartek, 11 listopada 2010

#5

Uroki jesieni, kiedy temperatura ciągnie w kierunku zera niczym do swoistego magnesu...
Jesień - z Twoich ust zaczyna wydobywać się para ... w powietrzu czuć zapach palonego wilgotnego drewna ... czerwone nosy panów spod sklepu wpadają bardziej w chorobliwy fiolet (magenta + 21%) ...
Jesień - powietrze szczypie nas w policzki. Szczypie, więc nie pora już na sny...

Jesień - czas kiedy wszystko zapada w sen. Drzemiesz coraz dłużej. Bociany już dawno uciekły z falą emigrantów. Jesień, zima prawie... zbieramy zapasy, naciągamy ciepłe skarpety, wsuwamy się pod koce.
A kiedy wszystko śpi...
... budzą się tęsknoty. Żerują na wyciszonych organizmach. Na przekór, w okolicach O stopni harcują. Tkwią jak ten drucik w miedzi ...




tęskniłem za zdjęciami. i dopiero zaczynam sobie zdawać sobie z tego sprawę w pełnej rozciągłości ...
dziś tęsknota myślę, że została nasycona.

Paulina Pola, preludium . . . enjoy


środa, 10 listopada 2010

poniedziałek, 8 listopada 2010

#3



przychodzą chwile, gdy człowiek zaczyna rozumieć, że nie zrozumie . . .

że może odpowiedź nie istnieje.
a może lepiej jej nie znać.




są sytuacje gdzie rozsądnie jest nie mówić już zbyt dużo. do siebie. do ściany. do poduszki. do odbicia w szybach.



bang bang, my baby shot me down.

niedziela, 7 listopada 2010

#2

monotonne dudnienie o parapet.
deszczu nie było tu od dawna. nagle przyszedł i spodobało mu się nad miastem. tak już został wygłuszając codzienność. wyciszając do lekkiego szumu, jaki wydobywa się z głośnika gdy zapada już zupełna cisza.
są różne rodzaje deszczu. jest ciepły wiosenny deszcz, który wywołuje drganie w kącikach ust. jest wyczekiwany, gdy trawa nabiera barw sepii. jest letnia burza, oberwanie chmury po parnym dniu, kiedy to nocą tańczysz boso na asfaltowej drodze. jest mroźny, zacinający pod takim kątem, że żadna parasolka nie stanowi wystarczającej ochrony.
w końcu jest i ten wygłuszający życie - spokojny, monotonny, długodystansowy. delikatny, aczkolwiek nieprzyjemny. deszczyk w sumie, który staje się probierzem choćby ważności twoich spotkań na mieście. bo czy warto wystawiać nos za drzwi, gdy ten szum, gdy ta szarość, gdy ten chłód ?

miasto się wyciszyło. mieszkańcy pozamykali okna, zagotowali wodę i siedzą nad herbatami. owocowymi, najlepiej zimowymi - bo to hit jesieni. co by się stało gdyby wyłączyli prąd. o zgrozo - proszę tak nawet nie myśleć.

a jednak - ciach - prądu brak. wielka awaria. poprzez szum można wysłyszeć siarczyste przekleństwa, złorzeczenia wznoszone w stronę Boga, w którego to miasto przecież już od dawna nie wierzy. choć tzw. matka boska jest tu królową - pewnych rzeczy nie zrozumiesz. ale o to jest i okazja na przemyślenia. bo prądu brak. nie ma tvnu, nie ma facebooka, nie ma radia ... klęska. awaria, fatal error. ludzie pozacinali się w drzwiach tramwaju, a na dworcu nie ma smrodu. apokalipsa.

tylko szum. soczysty, delikatny, szczelnie opatulający to miasto.


co możemy zrobić w tej sytuacji ?
opcji jak zwykle jest kilka.
część obywateli postanowiła się wyspać. tak na zapas, bo gdy awarię usuniemy (zazwyczaj tak to jest w życiu, że gdy dzieje się coś złego to 'oni', a gdy chodzi o coś dobrego to 'my - wszyscy - naród - społeczeństwo - ludzie dobrej woli') będzie trzeba nadrobić zaległości ( powtórki na tvnie nadają nad ranem )
inni postanowili czatować przy włączniku światła sprawdzając co minutę czy to już.
kolejna grupa obywateli poczęła opróżniać lodówki, bo przecież się popsuje wszystko.
ponoć ktoś postanowił nawet poświęcić ten czas na rozmowę z bliskimi.

najbardziej niebezpieczną opcją jest jednak wejrzenie w siebie.
po ciemku najlepiej się spogląda w siebie.
bo jak w ciszy najwięcej się słyszy, tak w mroku najwięcej się widzi.
i oto grupa śmiałków z tego mokrego miasta poci się w ciemnościach i monotonnie dudni głowami o ściany, stoły, framugi drzwi.
dlaczego nikt ich nie przestrzegał, że wejrzenie w siebie może być tak groźne ?
czy to właśnie nie wśród tych osób największy jest odsetek tych, co pożegnali się ze światem - bo nie mogli wytrzymać ze sobą.

a z drugiej strony czy człowiek może być prawdziwie szczęśliwy, jeżeli nie potrafi być szczęśliwy z prawdziwym sobą ?

przecież o szczęście w tym świecie się rozchodzi. do tego dążymy, o tym słuchamy, na to wydaje nam się, że patrzymy.

więc warto się zmierzyć z samym sobą. ułożyć się z samym sobą. gromadzimy w sobie tyle słów, tyle obrazów, tyle myśli w ogóle ich nie układając, że w końcu niewygodnie nam. niewygodnie z samym sobą. duszno w naszej duszy. wszystko do tego przemieszane ze spamem jaki w nas bez naszej woli się gdzieś stale plącze.
jeżeli należysz do tych nielicznych, którzy dbają co wieczór o to by wszystko poukładać, odkurzyć, przemyśleć w kategoriach wyrzucić/wyeksponować - dobrze dla ciebie - możesz się tej nocy delektować swoją harmonią rozpiętą na tle monotonnego szumu

jeżeli nie należysz do tej nielicznej grupy. nic straconego. naprawdę nie trzeba zaraz się wieszać. inwencja twórcza niedoszłych samobójców nie może się równać z niczym innym. więc potencjał jest - problem polega na jego wektorze.
wykorzystaj tę awarię na dogadanie się z samym sobą. niestety - nie zagwarantuję ci w tym miejscu dobrej nocy.
to ten ból niesystematyczności. 'hulaj duszo piekła nie ma' . to sobie powtarza każdy uczeń we wrześniu, a każdy student w październiku. a tu nagle sesja, a tu nagle matura... twoja decyzja czy rozłożysz swój ból na codzienne utrwalanie materiału, czy bierzesz wszystko na dwa razy ( vide: kampania wrześniowa )
jeśli nie znajdujesz się w grupie pochłaniaczy lodówkowych zapasów, psychopatów przy gniazdkach z prądem, bądź moich ulubionych - smacznie śpiących - mam do ciebie pytanie:

co w Tobie jest ? co z Tobą jest ? co tam w środku siedzi ? tkwi . . .
co boli ? co grzeje ? co śmierdzi ?

i nie chodzi tu o egzystencjalne smęty . nie chodzi tu o patetyczne stwierdzenia, że jestem człowiekiem. i nic co ludzkie nie jest mi obce. ja wiem, Ty wiesz to.

ale jeśli nie umiesz się uśmiechać szczerze do siebie w odbiciu szyby pokrytej kroplami deszczu - tzn, że wewnątrz nie wyglądasz tak jak na zewnątrz. bo w takiej, a nie innej szybie możesz się zobaczyć.
ponoć odbijasz się w drugim człowieku, ponoć oczy są zwierciadłem duszy. nie przeczę. nie znam życia na tyle by się zgadzać bądź nie.
znam za to ten rodzaj szyby.
znam też Twoje oczy na pamięć i nie jestem w stanie powiedzieć kiedy tak naprawdę byłaś sobą, co tam w środku siedzi.

są to auto-pytania . i dopóki sobie na nie sami szczerze nie odpowiemy, nie znajdziemy się, nie zrozumiemy, nie poukładamy wnętrza jak należy - może lepiej oszczędzić innym rozczarowań.




mija kolejny dzień. ciszę wciąż przeszywają przekleństwa z uchylonych okien, ludzie nadal są zacięci w drzwiach tramwaju, a dworzec wciąż ma neutralny zapach.

ale widzę też czerwony nos, podkrążone oczy i ten szczeronieśmiały uśmiech, bo udało się. udało się ułożyć z samym sobą.

wtorek, 2 listopada 2010

#1

Najciężej jest zacząć.
Mimo, że to 3 raz jak zaczynam pisać.

Mimo, że mój mózg przez ostatnie miesiące pracuje na dość wysokich obrotach zważywszy na ogólną aurę związaną z początkiem jesieni. Pomimo tego, że w głowie napisałem już ponad 20 pierwszych wpisów na tym blogu. Pełnych okrągłych słów. Przenośni. Metafor takich. I naturalnie z przymrużeniem oka, ale poważnie.

Wydaje się, że pierwszy wpis powinien być poważny. Powinien być pewnym prologiem do tego co tu nastąpi w następnych latach. Zbiorem zasad dla mnie samego, zarysowaniem koncepcji względem tego co tu będzie, a czego absolutnie nie przewidujemy.


Ale nie chcę się tu zamykać w ramy z góry ustalone, i to jeszcze przeze mnie samego, osobiście.

Dlaczego postanowiłem się tu przenieść. Bo zamknąłem dość istotny rozdział w moim życiu. Bo podjąłem kilka decyzji, które wierzą, że wpłyną na moje 'jutro' . Bo czas łapać zdrowsze powietrze w płuca, w żagle, we włosy . . .


Skrótowo, konkretnie więc.
Nie obiecuję systematycznie (wolałbym sam siebie pozytywnie zaskoczyć) .
Nie obieram sobie szablonu. Może tu być wszystko. Wszystko, co jakoś mnie wyraża. Jeśli nie mam nic do wyrażenia - będzie tu właśnie nic. Będą obrazy, będą słowa, będą dźwięki.

Dojrzewam. Postanowiłem się odsłonić . . . nie określać się żadnym epitetem, nawet najmilszym, a przedstawiam się imieniem i nazwiskiem. Może to wyraz dojrzałości. A może właśnie jej zaprzeczenie. Dla jednych ekshibicjonizm. Dla drugich odwaga cywilna.

Myśli nieuczesanych mam mrowie... znaczy się bez liku. Nie będę ich dziś wyrzucał.
Przyjdzie na to czas. Niebawem.

Dziś obraz...
Westerplatte w późnej fazie wschodu słońca.
Moja impresja na 1 listopada.