niedziela, 7 listopada 2010

#2

monotonne dudnienie o parapet.
deszczu nie było tu od dawna. nagle przyszedł i spodobało mu się nad miastem. tak już został wygłuszając codzienność. wyciszając do lekkiego szumu, jaki wydobywa się z głośnika gdy zapada już zupełna cisza.
są różne rodzaje deszczu. jest ciepły wiosenny deszcz, który wywołuje drganie w kącikach ust. jest wyczekiwany, gdy trawa nabiera barw sepii. jest letnia burza, oberwanie chmury po parnym dniu, kiedy to nocą tańczysz boso na asfaltowej drodze. jest mroźny, zacinający pod takim kątem, że żadna parasolka nie stanowi wystarczającej ochrony.
w końcu jest i ten wygłuszający życie - spokojny, monotonny, długodystansowy. delikatny, aczkolwiek nieprzyjemny. deszczyk w sumie, który staje się probierzem choćby ważności twoich spotkań na mieście. bo czy warto wystawiać nos za drzwi, gdy ten szum, gdy ta szarość, gdy ten chłód ?

miasto się wyciszyło. mieszkańcy pozamykali okna, zagotowali wodę i siedzą nad herbatami. owocowymi, najlepiej zimowymi - bo to hit jesieni. co by się stało gdyby wyłączyli prąd. o zgrozo - proszę tak nawet nie myśleć.

a jednak - ciach - prądu brak. wielka awaria. poprzez szum można wysłyszeć siarczyste przekleństwa, złorzeczenia wznoszone w stronę Boga, w którego to miasto przecież już od dawna nie wierzy. choć tzw. matka boska jest tu królową - pewnych rzeczy nie zrozumiesz. ale o to jest i okazja na przemyślenia. bo prądu brak. nie ma tvnu, nie ma facebooka, nie ma radia ... klęska. awaria, fatal error. ludzie pozacinali się w drzwiach tramwaju, a na dworcu nie ma smrodu. apokalipsa.

tylko szum. soczysty, delikatny, szczelnie opatulający to miasto.


co możemy zrobić w tej sytuacji ?
opcji jak zwykle jest kilka.
część obywateli postanowiła się wyspać. tak na zapas, bo gdy awarię usuniemy (zazwyczaj tak to jest w życiu, że gdy dzieje się coś złego to 'oni', a gdy chodzi o coś dobrego to 'my - wszyscy - naród - społeczeństwo - ludzie dobrej woli') będzie trzeba nadrobić zaległości ( powtórki na tvnie nadają nad ranem )
inni postanowili czatować przy włączniku światła sprawdzając co minutę czy to już.
kolejna grupa obywateli poczęła opróżniać lodówki, bo przecież się popsuje wszystko.
ponoć ktoś postanowił nawet poświęcić ten czas na rozmowę z bliskimi.

najbardziej niebezpieczną opcją jest jednak wejrzenie w siebie.
po ciemku najlepiej się spogląda w siebie.
bo jak w ciszy najwięcej się słyszy, tak w mroku najwięcej się widzi.
i oto grupa śmiałków z tego mokrego miasta poci się w ciemnościach i monotonnie dudni głowami o ściany, stoły, framugi drzwi.
dlaczego nikt ich nie przestrzegał, że wejrzenie w siebie może być tak groźne ?
czy to właśnie nie wśród tych osób największy jest odsetek tych, co pożegnali się ze światem - bo nie mogli wytrzymać ze sobą.

a z drugiej strony czy człowiek może być prawdziwie szczęśliwy, jeżeli nie potrafi być szczęśliwy z prawdziwym sobą ?

przecież o szczęście w tym świecie się rozchodzi. do tego dążymy, o tym słuchamy, na to wydaje nam się, że patrzymy.

więc warto się zmierzyć z samym sobą. ułożyć się z samym sobą. gromadzimy w sobie tyle słów, tyle obrazów, tyle myśli w ogóle ich nie układając, że w końcu niewygodnie nam. niewygodnie z samym sobą. duszno w naszej duszy. wszystko do tego przemieszane ze spamem jaki w nas bez naszej woli się gdzieś stale plącze.
jeżeli należysz do tych nielicznych, którzy dbają co wieczór o to by wszystko poukładać, odkurzyć, przemyśleć w kategoriach wyrzucić/wyeksponować - dobrze dla ciebie - możesz się tej nocy delektować swoją harmonią rozpiętą na tle monotonnego szumu

jeżeli nie należysz do tej nielicznej grupy. nic straconego. naprawdę nie trzeba zaraz się wieszać. inwencja twórcza niedoszłych samobójców nie może się równać z niczym innym. więc potencjał jest - problem polega na jego wektorze.
wykorzystaj tę awarię na dogadanie się z samym sobą. niestety - nie zagwarantuję ci w tym miejscu dobrej nocy.
to ten ból niesystematyczności. 'hulaj duszo piekła nie ma' . to sobie powtarza każdy uczeń we wrześniu, a każdy student w październiku. a tu nagle sesja, a tu nagle matura... twoja decyzja czy rozłożysz swój ból na codzienne utrwalanie materiału, czy bierzesz wszystko na dwa razy ( vide: kampania wrześniowa )
jeśli nie znajdujesz się w grupie pochłaniaczy lodówkowych zapasów, psychopatów przy gniazdkach z prądem, bądź moich ulubionych - smacznie śpiących - mam do ciebie pytanie:

co w Tobie jest ? co z Tobą jest ? co tam w środku siedzi ? tkwi . . .
co boli ? co grzeje ? co śmierdzi ?

i nie chodzi tu o egzystencjalne smęty . nie chodzi tu o patetyczne stwierdzenia, że jestem człowiekiem. i nic co ludzkie nie jest mi obce. ja wiem, Ty wiesz to.

ale jeśli nie umiesz się uśmiechać szczerze do siebie w odbiciu szyby pokrytej kroplami deszczu - tzn, że wewnątrz nie wyglądasz tak jak na zewnątrz. bo w takiej, a nie innej szybie możesz się zobaczyć.
ponoć odbijasz się w drugim człowieku, ponoć oczy są zwierciadłem duszy. nie przeczę. nie znam życia na tyle by się zgadzać bądź nie.
znam za to ten rodzaj szyby.
znam też Twoje oczy na pamięć i nie jestem w stanie powiedzieć kiedy tak naprawdę byłaś sobą, co tam w środku siedzi.

są to auto-pytania . i dopóki sobie na nie sami szczerze nie odpowiemy, nie znajdziemy się, nie zrozumiemy, nie poukładamy wnętrza jak należy - może lepiej oszczędzić innym rozczarowań.




mija kolejny dzień. ciszę wciąż przeszywają przekleństwa z uchylonych okien, ludzie nadal są zacięci w drzwiach tramwaju, a dworzec wciąż ma neutralny zapach.

ale widzę też czerwony nos, podkrążone oczy i ten szczeronieśmiały uśmiech, bo udało się. udało się ułożyć z samym sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz