czwartek, 22 marca 2012

#28 ( o pistolecie z patyka i tęsknocie )

Ostatnie dwa lata to przede wszystkim ciężka nauka nie-odczuwania i nie-tęsknienia. Lekcja zdecydowanie z kategorii ‘nie-łatwa i nie-przyjemna’ ... Jednak jak już coś sobie postanowił to cel osiągał. Stwierdził, że tak będzie łatwiej, w daljszej perspektywie. Może mniej pełnie, ale bezpieczniej.
Ćwiczył się w zapomnieniu. Ćwiczył się w chłodnym spojrzeniu. Regularnie, systematycznie.
Bądźmy jednak szczerzy - nawet zdany z wyróżnieniem kurs samoobrony (taj-czi-kick-boxing-unagi-kung-fu) nie przygotowuje na każdy - zwłaszcza niespodziewany - atak w ciemnej uliczce.

Tęsknota wzięła go z zaskoczenia, i szybko rozłożyła na łopatki. Zwłaszcza, że napastnikiem tym razem nie była ona, ani nawet twór ono-podobny. To na nią uodpornił się przez te ostatnie dwa lata. Tak bardzo się zafiksował na punkcie tej jednej bolesnej zadry na swoim ego, że dokonał personifikacji Tęsknoty chrzcząc ją jej imieniem i wtłaczając w piękne, młode ciało. Zastosował tzw. redukcjonizm, chybiony zresztą (w tym partykularnym przypadku i jako idea).

Wczesna wiosna, szarówka, ciasna uliczka mająca czasy swojej świetności za sobą. Spokój, świeże powietrze przepełnione budzącą się w przyrodzie nadzieją, w oddali ptaki drą ryje. Uspokojona czujność.... i nagle frontalny atak. Jeden szybki strzał i ląduje na łopatki.
Napastnikiem młody knypek, lat 6. Brudne: twarz, kolana, dłonie. Czyste: serce, marzenia, spojrzenie. Dzieciak przecinając jego trasę do biblioteki wycelował w jego kierunku kij i wystrzelił patrząc w oczy.

Strzał był nie mniej metaforyczny niż łopatki na które padł. Metafizyka. Pozornie nic nie znaczące wydarzenie, przypadkowi obserwatorzy niczego nie zauważyli, nie słyszeli nawet strzału. Nikt nie zgłosił bezwstydnego napadu ani poszarpanych tkanek myśli.
Napastnik i ofiara minęli się bez słowa, więcej się nie spotkają. Chłopiec nie zapamięta tego spotkania, on postara się go nie zapomnieć.

Choć ciało szło dalej - wewnętrznie momentalnie padł. Tak jakby padł stojąc na krawędzi basenu - tylko zamiast w wodzie zatopił się w tęsknocie.
Zatęsknił nagle za prostotą dzieciństwa.

Choć obraz dzieciństwa jest w jego głowie dość niejasny (część jego autokreacji bez wątpienia nie należy do niego, bardziej do opowieści innych, oraz zdjęć i kilku filmów na VHS) to pamięta beztroskę i niezmącone szczęście.
Tęskni za tym uśmiechniętym blond chłopcem, który nie przekraczał 25kg wagi mimo okrągłego brzuszka.
Za czasem kiedy to każdy patyk był karabinem, albo przynajmniej pistoletem. Kawałek większej rury służył za bazookę. Kiedy średnio co 30 minut ratował świat od zła. Chciałby teraz wierzyć, w to, że jest w stanie uratować chociaż kilku ludzi od zła.
Jego dzieciństwo bardziej było już spod znaku przyjaźni polsko-amerykańskiej (z naciskiem na pierwszy człon) niż polsko-radzieckiej (nacisk na drugi człon), ale jeszcze bardziej Hollywood niż Bollywood.
Z tego powodu nie bywał ani Jankiem, ani Gustlikiem ani nawet Kloss’em.
Kawałek czerwonej szmatki dającej związać się na głowie wystarczał jednak do przemiany w Rambo.
Stąd pewnie jego dzisiejszy indywidualizm i tęsknota za dziczą ( vide: into the wild ).

Dając posłuch dzisiejszym socjologom, że pierwsze lata życia mają nieoceniony wpływ na całą jego resztę, to właśnie w tych zabawach można by upatrywać to, że faktycznie spędza dziś czas bardziej w singularis niż pluralis (chyba, że ma maiestaticus).
Jakby wiedział, że tamte lata mają kodować jego przyszłość - bardziej precyzyjnie zaplanowałby dobór bajek i zabaw. Zatroszczyłby się też o rozwijające rozmowy kiedy był czas.
Ale nie zdawał sobie z tego sprawy.
Podobnie jak nie zaprzątał sobie głowy uchwyceniem istoty (naturalnie w przestrzeni zaawansowanych procesów myślowych) na transcendencji i immanencji.
Dziś sobie zaprząta... bez większych sukcesów.
Zatęsknił za tą prostotą dnia.
Za zdobywaniem świata. Za najwspanialszym ogrodem jaki posiadał i który wówczas wydawał się nie mieć końca.
Zatęsknił za czasem kiedy Gdańsk ograniczał się do jednego mieszkania na 8-piętrze zajmowanego przez dziadków i jednej wydeptanej ścieżki prowadzącej wprost do olbrzymiego morza będącego końcem świata...


Ten chłopięcy świat już nie wróci.
“Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jak dziecię, myślałem jak dziecię, rozumowałem jak dziecię; lecz gdy na męża wyrosłem, zaniechałem tego, co dziecięce.” (1 list do Koryntian 13,11)
Najlepiej przyjąć to z uśmiechem, zachowując dobrze wspomnienia, bez żalu. Niedojrzałym byłoby kurczowo trzymać się tego co przeminęło. Czasami trzeba odpuścić, czego nauczył się przez ostatnie 2 lata. Ale czy ma to oznaczać wyrugowanie tęsknoty i zacięcie się w sobie.
Gdy tak leżał rozłożony na łopatkach chcąc nie chcąc patrzył w niebo i dotarło do niego, że tęsknota nie równa się słabości.

Zrozumiał, że w niektórych kwestiach warto wrócić do chłopięcego świata, zwłaszcza tamtych ‘niedojrzałych’ wyobrażeń i marzeń.
Czemu nie miałby czasem wziąć do ręki kawałka patyka i dokonać nim egzekucji na Wielkim Smutku ? Dlaczego nie wierzyć w to, że można uratować świat ? Dlaczego nie olać “intelektu masturbacji, Hajdegerów i Jaspersów” i być banalnie szczęśliwym ?

Przecież koniec końców w pewnych kwestiach po prostu trzeba być jak dziecko.
“(Jezus:) Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam, ktokolwiek by nie przyjął Królestwa Bożego jak dziecię, nie wejdzie do niego.” (Ewangelia Marka 10:14-15)

7 komentarzy:

  1. Bardzo przyjemnie się Ciebie czyta.
    Masz rację, czasem warto wrócić do dziecięcego świata, choćby dlatego, że - jak twierdzi Cornelia Funke - "dzieci to najlepsi żołnierze, bo jeszcze wierzą we własną nieśmiertelność".
    I chyba tej wiary brakuje dziś dorosłym. Świat za szybko się poddaje. Bo za dużo problemów, za mało szczęścia, bo nic nie chce ułożyć się samo.
    I nikt już nie chce nieść własnego krzyża...
    Gdzie ta dziecięca walka ze wszystkich sił o to, czego się pragnie?

    OdpowiedzUsuń
  2. I warto z dziecięcym zapałem czasem wierzyć we własne możliwości... Mieć własne "pole zniekształcenia rzeczywistości" jak Jobs. Coś w tym wyjątkowego jest...Pozwala ufać, nie poprzestawać na jednym piętrze, tylko wspinać się wyżej i wyżej...
    Dawno mnie tu nie było. Miło było zobaczyć coś nowego od Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy czytam Twoje wpisy myślę, że nie trzeba czuć aż tak bardzo. Poszukujesz poza sobą czegoś, co Cię zaprowadzi albo zatrzyma. Da pewność. A moje doświadczenie mówi, że tajemnica jest w Tobie, w Twojej woli. Nie musisz zdawać się na fale, dać ponieść, lecz zatrzymać je tam, gdzie będziesz chciał, gdzie dobrze dla Ciebie i świata. Wybierasz swój stosunek do świata - jeśli zdecydujesz, że chcesz wierzyć - wierzysz, jeśli chcesz cierpieć - cierpisz. Uczucia nas łudzą i zbyt nauczyliśmy się je cenić. Gniew wydaje się być słusznością, dawać nam pewność, cierpienie - zdaje się czynić nas lepszym. Ale tak nie jest. Liczy się to, co sama zrobię, gdzie zatrzymam swoje uczucie, jakie zadanie postawię przed sobą. Ja wiem, że jesteś dobrym człowiekiem i szukasz w sobie prawdy. Ale nie powinieneś się tym martwić. Nikt nie jest do końca dobry ani do końca zły, prawdziwy ani fałszywy. Każdy z nas jest wystarczająco dobry, by żyć, by postawić przed sobą zadanie, zaprzyjaźnić się z ludźmi, którzy osłonią widmo śmierci.
    Dziecko potrzebuje dorosłego, bez niego zginie. Rachunek jest prosty. Dorosłymi stajemy się więc w tej chwili, kiedy jakieś dziecko nie ma nikogo innego, kto by się nim zajął. Czasem tym dzieckiem jest ktoś jakby dorosły. Jeśli tęsknisz za dziecięcą prostotą, to zdaje mi się, że liczysz na to, iż ktoś inny się zajmie tym wszystkim. Ale już nie będzie nigdy takiego kogoś. Sam możesz zająć się wszystkim i jeszcze zachować w sobie jeszcze tyle dziecka, ile chcesz. Tyle prostoty, ile trzeba, aby cieszyć się chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  4. dziś ratujemy świat od zła, zatrzymując dobro w sobie. (nie myląc go z naiwnością)

    OdpowiedzUsuń
  5. somehow :) shake.your.ketchup@gmail.com , jeśli chciałbyś dogadać szczegóły

    OdpowiedzUsuń
  6. http://ardoris.tumblr.com/ trochę najmądrzejszych i trochę mnie. do poczytania, przemyslenia, moze zrozumienia, moze inspiracji.

    OdpowiedzUsuń
  7. trochę mi się skojarzyło, szczególnie końcówka

    ,,Mówiąc o pragnieniu tej odległej krainy, które znajdujemy w sobie nawet teraz, odczuwam pewne zawstydzenie. Zupełnie jakbym popełniał coś nieprzyzwoitego. Próbuję każdego z was pozbawić pewnego bolesnego sekretu- sekretu zadającego tyle cierpienia, że z zemsty nadajecie mu takie nazwy, jak nostalgia, romantyzm, dojrzewanie. Sekretu, który przeszywa na wylot z taką słodyczą, że gdy zbliża się nieuchronnie w intymnej rozmowie, zaczynamy się czuć nieswojo i wolimy raczej pośmiać się z siebie samych; sekretu, którego nie możemy ani wyjawić ani ukrywać, chociaż pragniemy i jednego, i drugiego. Nie możemy go wyjawić, bo jest to pragnienie czegoś, co nigdy w naszym życiu nie zaistniało. Nie możemy ukrywać, bo stale pojawia się w naszych przeżyciach i zdradza nas niczym wspomnienie ukochanej osoby. Naszym najpowszechniejszym wybiegiem jest nazywać to pięknem i zachowywać tak, jakby to załatwiało sprawę. Wordsworth przypisywał temu związek z pewnymi momentami z przeszłości. Ale to wszystko nieprawda. Gdyby mógł wrócić do owych chwil z przeszłości, nie znalazłby tych samych rzeczy, tylko coś, co je przypomina. Okazałoby się, że jego wspomnienie istnieje tylko we wspomnieniu. Jeśli zaufamy książkom i muzyce, w których- jak sądzimy- tkwi piękno, zdradzą nas. To piękno nie tkwi w nich, lecz je przenika, a tym co przenika, jest tęsknota. Rzeczy te- piękno, wspomnienia z przeszłości- są dobrymi obrazami tego, czego naprawdę pragniemy. Jeśli jednak błędnie bierzemy je za sam obiekt, który odzwierciedlają, stają się ogłupiającymi bożkami łamiącymi serca swoim czcicielom. Bo obrazy, to nie rzeczy, które przedstawiają, tylko zapach kwiatów, których nie znaleźliśmy, tylko echo dźwięków, których nie słyszeliśmy, tylko wiadomości z kraju, w których nigdy nie stanęła nasza stopa.”
    ("Brzemię chwały" C.S.Lewis)

    ja

    OdpowiedzUsuń